#1 – Witaj na moim blogu! Problem z alkoholem – też tak masz?

Moody black and white portrait of a woman partially covering her face in a dark setting.

Witaj na moim blogu – przestrzeni, w której chcę poruszyć temat, który jest mi bardzo bliski, a zarazem dotyka wielu osób na całym świecie – uzależnienia, A w szczególności alkoholizmu.

Witam wszystkich na moim blogu, w którym chciałabym Was zainspirować i zainteresować bardzo bliską mi tematyką uzależnień, a w szczególności alkoholizmem. Niestety jest to problem, który dotyczy około 10% naszej cywilizacji, a moim marzeniem jest pomoc, choć kilku osobom.

Zacznę od najważniejszej rzeczy w tym temacie, którą warto uświadomić wielu niezorientowanym osobom.

ALKOHOLIZM JEST CHOROBĄ. To nie jest słabość charakteru, brak silnej woli, jak wiele osób uważa. Jest to choroba nieuleczalna, ale taka, z której można wyzdrowieć i doczekać się późnej starości. Oczywiście, będę to rozwijała w późniejszych postach, stopniowo, aby było to zrozumiane i przemyślane.

Teraz chciałabym, abyś zastanowił się i odpowiedział sobie, czy kiedykolwiek, będąc na imprezie towarzyskiej lub siedząc w zaciszu domowym przed telewizorem, w fantastycznym towarzystwie i dobrze się bawiąc, przesadziłeś z ilością wypitego napoju alkoholowego? Nieważne, co to było – wódka, piwo, drinki czy szampan. Czy miałeś wrażenie, że ruchy masz nieskoordynowane i język Ci się plącze? Trafiłeś do swojego łóżka i zaczęło Ci się w głowie kręcić, albo zebrało Cię na wymioty? A może trafiłeś tam w towarzystwie kolegi lub koleżanki?

Budzisz się rano i co widzisz oraz czujesz? Przypuszczam, że to, co ja odczuwałam w takiej sytuacji. Może Ci podpowiem i przekonasz się, że wiele nas łączy. Więc ból lub wirowanie w głowie, chwila skupienia i zastanawiasz się – gdzie ja jestem, co się wczoraj stało? Otwierasz oczy i patrzysz wokół siebie – widzisz miskę pustą lub wypełnioną zawartością Twojego żołądka, albo… nieplanowane towarzystwo w łóżku. Szok – co ja zrobiłem, co się wydarzyło? Próbujesz sobie przypomnieć, ale od któregoś momentu dziura.

I zaczyna się – Boże, jaki ogromny wstyd, jakie poczucie winy, gdzie tu się schować. Co ja narozrabiałem, kto mnie widział, a co będą gadać? Kurczę, w żołądku mnie muli, w skroniach puls mi chce skórę rozerwać z narastających przykrych emocji, a ja dzisiaj muszę iść do pracy. Chyłkiem wstajesz i na palcach wychodzisz z sypialni, oby nie obudzić już niechcianego towarzystwa. Szybko bierzesz prysznic, szorujesz zęby, pijesz kawę plus tabletka od bólu głowy. Wyrywasz kartkę z tego, co miałeś pod ręką, i piszesz trzęsącą ręką: „Kawa i kubek są przy czajniku, a jak będziesz wychodzić, klucz schowaj pod wycieraczką. Pa”. I tyle. Uciekasz, nie chcesz żadnych pytań, boisz się reakcji tej osoby i jej oczekiwań. Nie, nie, to nie na moje nerwy, już nie chcę żadnych spotkań, telefonów, koniec.

Wpadasz do pracy i kątem oka oceniasz, czy Ci się nie przyglądają. Jakoś dziwnie patrzą na Ciebie z głupimi uśmieszkami. Boże, jaki wstyd, na pewno coś wywinąłem. O, idzie jędzowata Kryśka i mrużąc oczy, z kpiną w głosie stwierdza: „Co, wczoraj popis dałeś na sto fajerek? Dobrze, że karetki nie trzeba było wzywać”. Kręci głową i oczekuje na moją odpowiedź. Ja czuję się, jakbym lewym sierpowym dostał. No, nie zapadnę się pod ziemię. Więc robię to, co większość w takiej sytuacji – zaśmiewam problem i uznając to za żart (aby swój wstyd ukryć) mówię: „No, ktoś w tym ponurym towarzystwie musiał za klauna robić, tym razem to byłem ja”. Śmiejąc się w głos, uciekam do swojego biura i konam do końca zmiany. To poczucie winy, wstydu i wstrętu do siebie trzyma mnie długo.

Może inna sytuacja, tym razem w kobiecej wersji. Cały tydzień pracowałaś ciężko i już od poniedziałku myślałaś często: „Już niedługo piątek, piątunio, a po pracy… weekend tylko dla mnie”. Dzieci u babci, mąż w delegacji, a ja luzik. Powiedzmy, że jesteś „smakoszem” piwa. Więc tylko ja, seriale i piwo – muszę odreagować te sprzeczki z pseudo koleżankami z pracy i te ciągłe upomnienia szefa. I tym razem, może ja opiszę to na swoim przykładzie, a Ty, droga czytelniczko, zobaczysz kawałek siebie w odbiciu mojego lustra.

Już od poniedziałku zaczynasz co jakiś czas myśleć o tym weekendzie. Planujesz, jakie piwo sobie kupić – może mocne, a może słabe. Słodsze lub gorzkawe, a tak w ogóle, to ile sztuk? No, bo to będzie piątek i sobota, a może i w niedzielę wypiję jedno lub dwa? I tak do piątku planujesz i rozkoszujesz się tą myślą.

W piątek w pracy wpadasz na myśl, że musisz rozłożyć ten zakup piwa na dwa sklepy. Za często kupujesz w jednym sklepie, a większa ilość, to dopiero kasjerka będzie patrzyła jak na pijaczkę. Wychodzisz cała w skowronkach z pracy i idziesz kupić to, na co cały tydzień czekałaś. Wracasz cała obładowana piwami, pakujesz do lodówki jedno, a resztę do ręki i przed telewizor. Nawet jeść Ci się nie chce, najpierw piwa, a potem może coś przekąsisz. Oglądasz, pijesz piwo jedno, drugie i już nie widzisz, co w telewizji leci. Masz w głowie te cholerne koleżanki i upierdliwego szefa.

Najpierw rozkręcasz złość na nich, a im więcej pijesz, włącza się bunt, zuchwałość, pogarda, aż w końcu wchodzisz w siłę mocarza. Ty im pokażesz, wygarniesz, ustawisz, a szefowi powiesz, że jest do dupy szefem i jak się postawi, to się zwolnisz. Niech żałują i proszą o powrót. W końcu wpadasz do łóżka i zasypiasz. Rano kac gigant i aby stanąć na nogi, już od razu pijesz piwo. Tak cały dzień z podobnym scenariuszem w wyobraźni.

Bywa, że wypijesz wszystkie piwa, nawet te na niedzielę, a tu jest wieczór, nie noc. Wtedy do łóżka i dochodzenie do siebie. Śpisz czasami do południa. Przebudzenie nie jest miłym doświadczeniem – masz znowu fizycznego kaca i nie tylko, bo moralnego też. Zdajesz sobie sprawę, że przepiłaś i zgubiłaś dwa dni. Nie dzwoniłaś do dzieci, wstydzisz się przed samą sobą, że tyle wypiłaś. Złość na koleżanki i szefa nie minęła, a zwiększyła się. Puszki walają się po kuchni i pokoju, jest po prostu brudno. Już więcej nie chcesz tak się czuć, postanawiasz już nigdy nie pić piwa.

Całą niedzielę, poniedziałek nie pijesz i organizm doszedł do zdrowia. Wieczorem duma Cię rozpiera, że jesteś fantastyczna i nie pijesz. Kupujesz tylko jedzenie bez alkoholu, a sąsiadka z pierwszego piętra to dopiero daje, kupiła 5 piw. Przyszedł wtorek, wychodzisz z pracy, a słońce grzeje jak cholera. Chce Ci się pić i nagle przychodzi Ci myśl: „Ale bym się napiła takiego zimnego piwa”. Nie pomyślałaś o wodzie czy soku, tylko piwo. Nachodzą Cię dalsze myśli: „No wiem, że miałam nie pić alkoholu, przecież piwo nie jest takim mocnym alkoholem. Przecież to jak napój na gorące dni, a wokoło jak spojrzysz, wszyscy piją piwo, przecież to dla ludzi. Jak się zastanowię, to chyba nie znam ludzi, którzy w upał nie piją piwa”.

Czujesz ulgę, już dałaś sobie przyzwolenie na picie piwa. Idziesz do sklepu i myślisz, kupię sobie jedno piwo, zaspokoję pragnienie. Nic się nie stanie, ja jestem taka sama jak inni. Stajesz w kolejce, a myśli dalej pracują. Zapowiadali na ten tydzień same upały, to chyba kupię sobie parę piw, żeby mieć w lodówce, będzie na zapas na inne dni. Kupujesz 5 piw i idziesz do domu. Otwierasz piwo i z uwielbieniem pijesz swój nektar. Zanim się obejrzysz, już pijesz drugie, a potem nawet się nie zastanawiasz, opróżniasz lodówkę z reszty piw. Z szumem w głowie i chwiejny krokiem kładziesz się spać. Budzisz się rano… i jeśli doświadczyłaś lub doświadczyłeś podobnej sytuacji w swoim życiu, to dopisz sobie scenariusz.

Mam nadzieję, drogi czytelniku, że Ty nie doświadczasz takich sytuacji. Jeżeli jednak coś kliknęło lub znasz kogoś, w którym coś podobnego widzisz, pomyśl, czy nie warto dowiedzieć się więcej. Na pewno zyskasz wiedzę. Przekażę Ci ją w bardzo prosty i przejrzysty sposób.

Jeśli masz jakieś pytania, zapraszam do komentarzy lub na moją pocztę e-mail. Zawsze odpowiem, wesprę, doradzę lub wskażę miejsce, gdzie taką pomoc otrzymasz.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Review Your Cart
0
Add Coupon Code
Subtotal

 
Scroll to Top